niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział XIX

*mieszkanie Lovisy, późne popołudnie*
Atmosfera się rozluźniła a rozmowa rozkręciła i już konwersowaliśmy bez zbędnej krępacji. Lovisa jest dość sympatyczna i uprzejma. Należy również do osób bardzo rozmownych. Byłem u niej w mieszkaniu puki moje ubrania nie wyschły. W tym czasie obejrzeliśmy świetną komedię, której tytułu niestety nie pamiętam. W międzyczasie napisałem do mamy SMS'a, że wrócę później. Tak się w sumie stało, ponieważ w progu mojego pokoju stanąłem kilka minut po 22. Nikt nic nie mówił o moim nocnym powrocie. Prawdopodobnie mieli już po dziurki w nosie sprzeczek i kłótni. Nie tylko oni. Mnie też to już zaczyna irytować do tego stopnia, że jak zaczyna się robić "gorąco" najnormalniej w świecie wychodzę do pobliskiego parku gdzie zawsze się uspokajam obserwując naturę. Wracając do Lovisy. Z kilku godzinnego pobytu w jej domu dowiedziałem się, że jest córką prawniczki i lekarza, nie posiada rodzeństwa i co roku w wakacje jeździ do Chorwacji, gdzie jej rodzice kupili dom. W czasie roku szkolnego nie żałują jednak wycieczek do Europy i na inne kontynenty. Z jej opowieści mogę wnioskować, że zwiedziła chyba każdy zakątek świata. Przed samym wyjściem wymieniliśmy się numerami telefonów. Złapaliśmy dobry kontakt i mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy. Prze całą drogę powrotną i kilka godzin w nocy pisaliśmy ze sobą i wymieniliśmy chyba milion SMS'ów.
Rano obudziło mnie powiadomienie o nowej wiadomości SMS. Czy znowu Ogge nie ma co robić i w dzień wolny od szkoły budzi mnie o 7:30? Zapewne. Leniwie otwierając powieki chwyciłem telefon leżący na szafce nocnej, która stała obok mojego łóżka. O dziwo to nie była wiadomość od Ogge'go, lecz od kapitana szkolnej drużyny football'a. Była to informacja o imprezie sylwestrowej. Wszystkie dane były podane i dowiedziałem się, że można przyjść z "osobą towarzyszącą". Od razu pomyślałem o nowej znajomej. Odpisałem, że będę na 100%.
Odłożyłem telefon na jego pierwotne miejsce i powoli udałem się do łazienki w celu wstępnego ogarnięcia się do codziennego funkcjonowania. Szybki, zimny prysznic rozbudził mnie i naładował pozytywną energią. Czułem się jak nowo narodzony. Oczywiście moje "szczęście" jest na tyle łaskawe i trafiłem do kuchnii akurat na śniadanie. Szczerze? Nie chciałem być z nimi wszystkimi na raz. To trochę przytłaczające. Zaraz zaczną się wyzwiska i gdybanie jaki to ja nie jestem. Uśmiech z mojej twarzy znikł, a na jego miejscu pojawił się grymas i niezadowolenie. Wziąłem głęboki wdech i postanowiłem wejść do pomieszczenia. O dziwo nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Trochę spokojniejszy zabrałem się za przygotowywanie śniadania. Jak najszybciej dokonczyłem robić kanapki i ulotniłem się do swojego pokoju, gdzie w spokoju mogłem skonsumować posiłek (jeśli kanapki można nazwać posiłkiem, a nie szybką przekąską). 
Do południa nikt się do mnie nie odezwał nawet jednym słowem- w sumie to nawet lepiej. 
W międzyczasie napisałem do Lovisy i zapytałem czy idzie na imprezę u Aiden'a. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź. Czytając SMS'a w duchu przybiłem sobie piątkę. Zgodziła się. Gdyby nie to, że w domu byli inni, prawdopodobnie zaczął bym fangirlować jak napalona 11-latoletnia Directioner.
Wróciłem na ziemię. Przypomniałem sobie, że za 3 dni święta, a ja nie mam prezentów. Przeszukałem wszystkie spodnie, bluzy, szuflady i inne zakamarki. Miałem jeszcze trochę kasy w śwince skarbonce. Sumując wszystko miałem do dyspozycji prawie $200. Nie wiedziałem, że mam tyle mamony. Teraz muszę jechać kupić te zakichane prezenty. Sam nie mam zamiaru chodzić po galerii. Dorwałem telefon i napisałem do Ogge'go. Początkowo nie chciał, ale przekonałem go. Dumny z siebie opuściłem mieszkanie i w przeciągu kilkunastu minut byłem na miejscu. Starszy chłopak już na mnie czekał. Z zakupami szybko poszło i mogliśmy pójść się gdzieś poszlajać. 
Jednak musieliśmy na chwilę wejść do mojego domu zostawić zakupy. Starałem się być jak ninja. Ale nie wyszło. Ja aka tajniak zaliczyłem glebę w przedpokoju. I cały misterny plan poszedł w pizdu. 
Pozbierałem się i podarunki schowałem pod łóżko. 
-Felix gdzie się wybierasz i o której wrócisz? -zapytała mama.
-Prawdopodobnie koło 22/23
- Czemu tak późno? 
- Bo tak
- Nie bądź taki chamski
Bez odpowiedzi opuściłem mieszkanie i wraz z Ogge poszliśmy w nieznane mi miejsce. Po drodze wstąpiliśy do pobliskiego sklepiku osiedlowego, gdzie kupiliśmy po puszce nisko procentowego alkoholu. Bo 7% to mało tak? W sumie co za różnica. Kumpel zaprowadził mnie nad jakieś jezioro. Nieopodal był opuszczony dom. Weszliśmy na pomost, gdzie zdjąłem buty i powinąłem nogawki spodni i zanurzyłem stopy w dość cieplej wodzie. To samo zrobił Ogge. 
Prowadziliśmy luźną konwencję w międzyczasie biorąc po łuku trunku. 
W pewnym momencie chłopak wyjął z kieszeni swoich spodni paczkę papierosów i wyjął jednego, a następnie wyciągnął opakowanie w moją stronę. 
-Ja nie palę. Znaczy jeszcze tego nie robiłem- powiedziałem spuszczając głowę w dół. 
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz- powiedział głupio się uśmiechając. 
-A teraz patrz- kontynuował starszy chłopak. Uważnie patrzyłem na każdy jego ruch. 
-Ok, teraz twoja kolej.
Wziąłem głęboki wdech i starałem się robić dokładnie to samo co on. 
I nadszedł moment na pierwszego bucha w życiu. Zaciągnąłem się, ale natychmiast zacząłem kaszleć. Ogge z rozbawieniem przyglądał się moim poczynaniom. 
Palenie chyba nie jest dla mnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz