niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział XXII

*FELIX POV*
Mój "kochany" telefon podłączyłem do ładowania i uruchomiłem laptopa. Włączyłem i zalogowałem się na Facebooku. Na szczęście Ogge był dostępny. Kliknąłem na ikonkę chatu.
~Chat z użytkownikiem Oscar Molander~
Stary kogo ja mam do cholery zaliczyć!?
No przecież ci mówiłem 2 minuty temu...
KURWA TELEFON MI SIĘ ROZŁADOWAŁ !!!
Ej ej spokojnie
NO POWIEDZ DO KURWY NĘDZY
No ok. Masz zaliczyć tą laske twojego brata. Jak ona ma?
TY SOBIE ŻARTUJESZ!?
Idioto powtórzę. JAK ONA MA NA IMIĘ!?
Ada
POJEBAŁO! ? TO JEST JEGO PRZYJACIÓŁKA
I NA DODATEK POKŁUCILIŚMY SIĘ KILKA DNI TEMU
JAK JA MAM JA KUWA ZALICZYĆ
Serio mam ci pisać instrukcję jak się rucha?
-,-
                                  ~~~
Trzasnąłem zamykając urządzenie. Jakoś muszę się wywinąć. Nie będę przecież posuwać przyjaciółki mojego brata/byłego. Jakieś granice chyba istnieją. A nawet jeśli to jak mam to zrobić w miesiąc? Ugh... 
Opadłem bezsilnie na łóżko wzdychając. Licząc na moją pomysłowość leżałem tak na łóżku dobre kilka godzin- na marne. 
Dałem sobie spokój na chwilę i zacząłem przeglądać swój profil na Facebooku. Natknąłem się na filmik z imprezy po otwarciu teatru. Obejrzałem go trzy razy. 
WIEM! Felix jesteś kurwa geniuszem. Zasłeś na oklaski. Zacząłem piszczeć i skakać po całym pokoju jak pięciolatka z ADHD.
*OMAR POV*
Kilka dni później...
Zaszyty we własnym pokoju w spokoju chciałem coś napisać w pamiętniku o ostatnich dniach. Tak, piszę pamiętnik, tak wiem, że to zajęcie dla napalonej jedynastolatki z obsesją na punkcie One Direction ale jest mi trochę łatwiej. Wracając, gdy tworzyłem wpis z sąsiedniego pokoju usłyszałem, że Felix z kimś rozmawia, zgaduję że przez telefon albo ma zaburzenia psychiczne i gada sam ze sobą. 
Ktoś zapukał do drzwi. Napadła mnie panika. Wrzucałem pamiętnik pod łóżko z nadzieją, że owa osoba go nie zauważy. 
Tajemnicza postać odchyliła powoli drz
wi i przekroczyła próg pokoju. Zza drzwi wyłonił się on we własnej postaci Felix. 
- Co chciałeś? - rzuciłem oschle. 
- Chciałem cię przeprosić- powiedział wlepiając wzrok w podłogę. 
-C-co? -wyjakałem z niedowierzaniem. 
-No przeprosić za to, że byłem chujem i w ogóle. Nie odzywasz się do mnie od no wiadomo od kąd. A nie umiem tak. Jesteś moim bratem, a bracia powinni się wspierać a nie unikać. Wybaczysz? - zapytał kończąc monolog. Cały czas patrzył mi prosto w oczy i jednocześnie w serce. 
Zatkało mnie. Nie wiem co mam powiedzieć. 
Stałem lekko oszołomiony. Przeniosłem wzrok na podłogę. Felix spojrzał na mnie i odwrócił się w kierunku wyjścia. Myśl Omar co zrobić, co zrobić? 
Spojrzałem na odchodzącego i powiedziałem prawie szeptem- Tak. Wybaczam. 
Na moje słowa uniósł głowę do góry i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. 
-Wybaczam- powtórzyłem z powiększającym się uśmiechem na twarzy, którym zaraziłem Sandy'iego. 
Gdy atmosfera się rozluźnia usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy się wygłupiać i rozmawiać o wszystkim. Siedzieliśmy tak do późnego wieczoru. I dostałem nową "ksywkę"- Fefe.
*FELIX POV*
Mój plan musi się udać. Nie chcę stracić a) $100 b) kumpla. 
Wszystko przewidziałem i nic nie powinno mnie zaskoczyć. Zaraz idę się spotkać z Adą. Jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem.
*ADA POV*
Nareszcie wrócił mu rozum do głowy. W końcu zaczął używać mózgu a nie... nawet nie wiem czym on myślał i wolę nie wiedzieć. 
Otworzyłam drzwi i na ławce przed blokiem ujrzałam jego postać. Podeszłam bliżej i rzuciłam neutralne "hej". Podobnym tonem odpowiedział. 
Wstał i jednym krokiem znalazł się dosłownie pół metra ode mnie. 
-Nie wiem czy uwierzysz ale chociaż posłuchaj- powiedział z żalem wymalowanym na twarzy.
-Masz dwie minuty- odpowiedziałam stanowczo.
-Ok a więc. Jestem największym kutasem jaki chodził po tej ziemi i tak dalej. Wiem, że zawiniłem nie raz ale czy dasz mi jeszcze jedną szansę? - wypowiedział ze smutkiem i nutą nadzieji w głosie.
Wait. Chyba podmienili nam Felixa.
-Zależy. Mam jedno kluczowe pytanie. Co to za niunia pindunia co szła z tobą w sylwestra? -powiedziałam na jednym wydechu. 
Na chwilę się zamyślił. 
-Yyy... A już wiem. Chodzi ci o Lovise. Stara znajoma. Nie widzieliśmy się prawie osiem lat. Była moją przyjaciółką ale się wyprowadziła i spotkaliśmy się przypadkiem na ulicy jakiś miesiąc temu. Coś jeszcze?
-Powiedzmy, że ci wieże.
- A dasz drugą szansę?
-A dam. Pod warunkiem, że przeprosisz Omara.
-Moja droga jestem od ciebie szybszy. Zrobiłem to wczoraj- rzekł z chytrym uśmieszkiem.
-Ohh... Dobra. Może chcesz wejść do środka?
Weszliśmy do budynku i chwile później znaleźliśmy się w windzie. Drzwi się zamknęły i ruszyliśmy na moje piętro. 
Przyłapałam Sandmana przygryzającego dolną wargę i na gapieniu się na moje usta. Zscisnęłam wargi w wąska linię jednocześnie pochylając głowę aby włosami zakryć zalewający moją twarz rumieniec. Nim się zorientowałem zostałam złapała za nadgarstki i przygworzdżona do ścianki windy z rękoma po obu stronach głowy. Napierał na mnie całym swoim ciałem. Stałam unieruchomiona. Był bliżej niż blisko. Przywarł swoimi wargami do moich. Początkowo wystraszona po chwili oddałam pocałunek. Jakie on ma miękkie wargi. Czułam się jak w siódmym niebie. 
I pierwszy pocałunek zaliczony. Ale ugh z bratem i jednocześnie byłym mojego najlepszego przyjaciela. 
Uwolnił moje nadgarstki i dłońmi zjechał po ramionach na biodra. Przez moje ciało przeszły ciarki a motylki w brzuchu warjowały. Jedna ręką zeszła trochę niżej. Gdy odbierał się do paska jeansów, położyłam dłonie na jego dobrze wyżeźbionej klatle piersiowej i popchnęłam go delikatnie tworząc między nami dystans. Wtedy wrócił mi rozum do głowy. Sam jeszcze wykonał krok w tył.
- Co to do cholery było!? - powiedziałam patrząc wyczekująco.
-P-przepraszam. Poniosło mnie- po chwili powiedział nerwowo drapiąc się po karku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz