piątek, 29 maja 2015

Rozdział XVIII

Po rozmowie, jeśli można to tak nazwać, stałem chwilę oszołomiony i zdezorientowany. Po niedługim czasie przywróciłem się do porządku.
Moje zachcianki są niekontrolowane jak u kobiety w ciąży. Wtedy zachciało mi się latte ze Starbuck'sa. W galerii takowy się znajdował więc prawie od razu mogłem zaspokoić swoją potrzebę. Nadal wstrząśnięty sytuacją, która wydarzyła się kilka minut temu, wszedłem do wnętrza budynku ,a następnie udałem się do wyżej wspomnianej kawiarni.
Kolejka była niesamowicie długa. Czekałam na złożenie zamówienia prawie 20 minut. W końcu, gdy otrzymałem moją upragnioną kawę chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce i wrócić do domu lub poszlajać się gdzieś z OG. Zamyślony z kawą w dłoni prawie biegłem na przystanek żeby nie spóźnić się na autobus, ponieważ następny będzie jechać za godzinę.
Wyrwałem się z transu, gdy usłyszałem cichy pisk i poczułem, że upadam na kogoś.
Brawo Sandy. Należą ci się gromkie brawa. Właśnie wpadłeś na jaką dziewczynę, wylałeś na nią swoje latte i aktualnie na niej leżysz. Tak "umilić" komuś dzień, to tylko ty umiesz.
Szybko wstałem oraz pomogłem wstać tej oto dziewczynie. Otrzepaliśmy ubrania z małych śmietków. Desperacko zacząłem ją przepraszać i pomagałem wytrzeć napój z jej koszulki, lecz tylko pogorszyłem sytuację. Czułem się dość niezręcznie.
Niby mówiła, że nic się nie stało, ale widziałem w jej oczach, że się trochę zdenerwowała.
Pod wpływem chwili wpadłem na nie najgorszy pomysł.
- Może dałabyś się zaprosić na przeprosinową kawę. A tak w ogóle, Felix jestem - zaproponowałem spotkanie przedstawiłem się podając jej rękę.
Dopiero teraz mogłem dokładniej przyjrzeć się jej twarzy. Wyglądała jak anioł. Lekko falowane blond włosy sięgające za ramiona wraz z oczami błękitnymi jak niezapominajki idealnie komponowały się z jej delikatnymi rysami twarzy i drobną posturą.
Odpowiedziała na mój gest podając mi niepewnie małą, delikatną dłoń z zadbanymi pomalowanymi na na czarno paznokciami i podała swoje imię.
- Lovisa- cicho i niepewnie wydusiła z siebie- a co do kawy to się zastanowię.
- To może chociaż cię odprowadzę czy coś, bo wątpię, że będziesz chodzić po mieście z kawą na bluzce. Zgadłem? - zapytałem z nutką intrygi.
- Jesteś chyba wróżbitą - powiedziała z sarkazmem.
- Oj nie dąsaj się królewno i zgódź się na tą kawę- powiedziałem z zadziornym uśmieszkiem.
Ona jest przepiękna. Nawet jak strzela fochy.
- Nie dzięki - mimo jej odmowy było mi głupio. Tak jestem mega nachalny.
- No to chociaż pozwól się odprowadzić- prosiłem z miną smutnego szczeniaczka.
Uśmiechnęła się pod nosem. Milczała, lecz nagle zgodziła się.
Od razu ruszyliśmy w kierunku jej domu. Zdążyliśmy przejść przez drogę i poczułem na dłoni krople deszczu.
Cały dzień był pochmurny, ale nie myślałem o deszczu.
W głębi duszy modliłem się żeby nie padało.
Niestety moje modły nie zostały wysłuchane.
Zaczęło porządnie padać. Lovisa była w samym crop-topie, więc postanowiłem być gentelmenem i dałem jej swoją bluzę. Długo jej nie namawiałem. Od razu założyła moje ubranie i już nie mokła. Nie jest z cukru więc co mi szkodzi. Do jej bloku prawie biegliśmy.
Jak na ironię losu 20 metrów przed osiedlem Lovisy przestało padać. Takie szczęście, to mam tylko ja...
Ostatni odcinek szliśmy bardzo wolno, ponieważ teraz nigdzie nam się nie śpieszyło.
- Może chcesz wejść do środka i się osuszyć? - zaproponowała nie śmiale oddając mi bluzę.
- Nie chcę się narzucać
- Ale nalegam. Przezemnie masz mokrą bluzę - kontynuowała.
- A przez kogo masz kawe na bluzce? - podtrzymywałem temat rozmowy.
- Oj shh...ha ha - po tej wypowiedzi wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem.
Gdy już się uspokoiliśmy, zaprowadziła mnie prosto do swojego mieszkania. Był to lokal średniej wielkości z dwiema sypialniami, kuchnią, salonem, łazienką i niewielkim korytarzykiem.
Poprowadziła mnie do salonu, a sama poszła zrobić nam herbatę na rozgrzanie.
Przyniosła mi koszulkę swojego brata i kazała dać moją i bluzę do wyschnięcia. Rozwiesiła mokrą odzież na grzejniku w łazience. Sama kolejno poszła do jednego z pokoi i wróciła ubrana w czarne rurki i czarną bluzę z nadrukiem kota w kromce chleba.
Wcześniej tego nie zauważyłem ale ona jest taka WOW. Nieświadomie cały czas gapiłem się centralnie na nią i nie odrywałem.

*OMAR POV*

To nie ma sensu.Dlaczego ja? Co w życiu zrobiłem źle? Cały czas pod górkę. Nigdy nie było łatwo. Gdzie ta Ada!? Chce kogoś przytulić. Tu i teraz, bo nie wytrzymam. Życie mnie nienawidzi. Gdy coś uda mi się zdobyć, osiągnąć to to nagle pryska jak bańska mydlana. Nie mam nikogo prócz Ady. Ona zawsze jest przy mnie. Prawdziwy przyjaciel.
- Omar! Ktoś do ciebie! - krzyknęła z innego pomieszczenia mama.
Kilka sekund później tajemniczy gość znalazł się w moim pokoju. Na jej widok szybko wstałem z łóżka zalany łzami i wtuliłem się w nią jak mała dziewczynka.
W kółko mówiła, że będzie dobrze i wszystko się ułoży. Wiem, że jest świadoma iż sama siebie okłamuje.
- Jak się czujesz? - zapytała z widoczną troską w głosie.
- Chujowo. Chce mi się spać, nienawidzę całego świata a poza tym dobrze- powiedziałem sarkastycznie.
- Nie bądź taki niemiły. To, że Felix jest dupkiem nie oznacza, że cały świat jest zły- zapewniała mnie.
- Proszę nie mów tego imienia na głos
- Bo co? Wiesz, że to od ciebie nie ucieknie i musisz się z tym w końcu zmierzyć-kontynuowała swoją opinię. Znajdziesz sobie kogoś lepszego niż ten pieprzony egoista. Cierpliwość jest gorzka, ale jej owoce są słodkie- powiedziała z łagodnością w głosie.
- To, co zdobyliśmy z największym trudem, najbardziej kochamy- powiedziałem łamiącym się głosem.
-To weź się cholera jasna w garść i walcz o niego. Tylko uważaj żeby drugi raz nie kopnął cię w dupe, bo nie licz, że wtedy będę cię pocieszać. Nie żeby coś, ale tylko ostrzegam przed kolejną rozpaczą. Widzę jaki jest i uważaj na niego i jego humorki. Bądź stanowczy, bo on wykorzystuje twoją słabość. Nie wierz w każdą jego głupią gadkę. Taka rada życiowa- głębokim westchnieniem skończyła monolog.
Tego dnia nie poruszaliśmy więcej tego tematu i oglądaliśmy nasz ulubiony serial "Teen wolf". Świetni aktorzy i genialna fabuła. Mama zrobiła nam kanapki i herbatę. Unikałem ludzi do końca dnia nie licząc Ady, która cały czas przy mnie siedziała i nie pozwalała myśleć o tym palańcie- ale z drugiej strony tak bardzo go kocham. Kurwa.

piątek, 22 maja 2015

Rozdział XVII

To był na prawdę ciekawy weekend. Za 4 dni Boże Narodzenie. Rano obudził mnie SMS. Zaspany wziąłem telefon do ręki i otworzyłem wiadomość.

"Od: Gnida
Przyjdź dzisiaj pod galerię o 14. Musimy poważnie o czymś porozmawiać. Nawet nie próbuj się wymigać"

Czyli mam plany na dziś. Chyba wiem o czym Ada chce rozmawiać. Szczerze? Nie zbyt chcę tam iść ale i tak ta rozmowa nie przeminie.
Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się w jeansowe rurki i czarny t-shirt z białym napisem "I wanna fuck you". Mniej więcej ogarnięty udałem się do kuchnii. Dość długo myślałem nad śniadaniem. Po namysłach zdecydowałem się na tosty z serem i pomidorem. Gdy kanapki się zapiekały zaparzyłem karmelowe latte. Podczas spożywania posiłku do kuchni zawitała reszta rodzinki. Wszyscy mieli dobry humor z wyjątkiem mnie i Omara. Rodzice i Troye widzieli, że coś jest nie tak ale nikt o nic nie pytał. Oczywiście Victoria musiała wtrącić swoje 3 grosze.

- Felix co się wam stało? Który ma okres?- zapytała z ironią i pogardą.

- Daj sobie spokój, ok?- naskoczył na nią Troye w geście obronnym.

- Do ciebie mówiłam? Ty musisz ich bronić? Pedałki same sobie nie poradzą? - zakpiła ponownie ze mnie i Omara.

- Cholera jasna Victoria!!! Czy wyzywanie nas sprawia ci jaką przyjemność czy to jakieś nowe hobby? - wybuchłem i krzyknąłem na nią.

- Dzieciaki uspokójcie się. Te kłótnie do niczego nie prowadzą. Ostatnio tylko krzyki i sprzeczki- zdenerwował się tata.

- Spokojnie i tak niedługo wychodzę i będziecie mieli spokój- wydusiłem z siebie i wróciłem do swoje pokoju.

Mocno zdenerwowany usiadłem na łóżku, wziąłem laptopa oraz zalogowałem na portale społecznościowe.
Zero nowych powiadomień- typowe.
Znudzony pograłem w gry przeglądarkowe. W ostatniej chwili zorientowałem się, że za kilka minut muszę wyjść na spotkanie z Adą. Wyłączyłem laptopa i odłożyłem go na komodę.
Zabrałem telefon do kieszeni spodni. Opuściłem pokój i podążyłem do korytarza gdzie założyłem Vans'y. Gotowy udałem się na spotkanie z dziewczyną.
W ostatniej chwili zdążyłem na autobus do galerii. Na miejsce dotarłem dokładnie o 13:57. Dosłownie moment po moim przybyciu, pojawiła się Ada.
Bez żadnego przywitania naskoczyła na mnie.
-TY KUTASIARZU PIERDOLONY, MYŚLAŁAM, ŻE JESTEŚ INNY A TY CO? JA PIERDOLE NIE WIERZĘ. JAK MOGŁEŚ. FELIX LUBIĘ CIĘ, NAWET BARDZO, ALE PRZESADZIŁEŚ KOCHANY. TY NAWET NIE WIESZ CO ON PRZECHODZI. SIEDZI SKULONY I PŁACZE. NIE CHCE JEŚĆ I PIĆ. BOŻE FELIX! CO MASZ DO POWIEDZENIA? - wykrzyczała na mnie gestykulując rękoma. Zatkało mnie.
Podnosząc głoś ponownie na mnie ryknęła- PYTAM SIĘ CO KURWA MASZ DO POWIEDZENIA!?
- Gówno- rzuciłem chamsko i oschle.

Nagle dostałem z mocno z liścia. Uderzenie było tak mocne, że przekręciłem głowę w prawo i odruchowo złapałem się za obolałe miejsce. polik bardzo szczypał.

- Jeżeli ból Omara jest dla ciebie gównem to bardzo serdecznie pozdrawiam Cię środkowym palcem- na chwilę przerwała- Zastanów się nad tym co robisz, bo sprawiasz wszystkim ból- skończyła i odeszła.

Kurwa. Dało mi to trochę do myślenia, lecz nie będę go przepraszać. Nie w tym życiu.

*Ada's POV*

Ja pierdole. Urwałabym mu jaja gołymi rękoma. Jak tak można postępować? Jezu. Może i bardzo go lubię, ale są pewne granice. Sorry bardzo.
Chciałam się uspokoić przez rozmową z Omarem i udałam się do jakiejś małej kawiarni. Zamówiłam zieloną herbatę.
Gdy szłam na przystanek aby szybciej dostała się do domu przyjaciela.
Zbliżając się do punktu zatrzymywania się autobusu dostrzegłam znajomą mi postać. Tą osobą był poznany kilka dni temu Oscar. Od ostatniego naszego spotkania dość sporo z nim pisałam. Jest na prawdę spoko.
- Hej Ada- powitał mnie z promiennym uśmiechem na twarzy.
-Hej- odpowiedziałam posyłając uśmiech chłopakowi, który w tym samym momencie mnie przytulił.
-Mała, mam problem- powiedział ze smutną mina.
- A mianowicie? - zaintrygowana drążyłam temat.
- Zgubiłem się...- milczał przez moment i ponownie zaczął-w twoich oczach.

Ten tekst jest stary jak świat, jednak mi zaimponował.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Serio.
Chyba się zaczerwieniłam, bo skomentował to.
- Słodko wyglądasz gdy się rumienisz
- Dzi...dzięki- wydukałam.

***

-Dobra, to mój autobus. Muszę już lecieć- oznajmiłam ze smutkime w głosie.
- Szkoda. Tak się miło rozmowa toczyła
- Przepraszam. Może niedługo się spotkamy- powiedziałam z entuzjazmem.
- Zdecydowanie
- Muszę zmykać. Do zobaczenia
Chciałam już odejść gdy chwycił mnie za dłoń, przyciągnął bliżej siebie a następnie delikatnie cmoknął w usta i rzekł "pa".
Byłam zszokowana jego zachowaniem. Nie znamy się aż tak długo. Chciałam zwrócić mu uwagę lecz się powstrzymałam i nieśmiało uśmiechnęłam oraz wsiadłam do autobusu.

środa, 20 maja 2015

Rozdział XVI

UWAGA ROZDZIAŁ ZAWIERA DUŻO WULGARYZMÓW I NIESTOSOWNYCH WYPOWIEDZI [+18]

Śniadanie przebiegło w kompletnej ciszy. Mi to nie przeszkadzało. Dopiero po posiłku się ubrałem w szare dresy i czarny t-shirt. Siedziałem w swoim pokoju i przeglądałem portale społecznościowe. Nagle do pomieszczenia wszedł Omar.
- Co robisz?- zapytał z zaciekawieniem.
- Nie interesuj się bo kociej mordy dostaniesz- rzuciłem chamsko.
Zaśmiał się sarkastycznie i dalej ciągnął swoją myśl.
- O co ci znowu do cholery chodzi!?- krzyknął na mnie.
- Odpuść sobie, ok? - odpowiedziałem nadal nie odrywając wzroku od ekranu.
Podszedł do mnie i zamknął laptopa z głośnym trzaskiem.
- Patrz na mnie jak do ciebie mówię!
- A kto powiedział, że chcę słuchać twojej litanii?
- O teraz taki jesteś? Wczoraj jeszcze nie powiedziałbyś czegoś takiego a tym bardziej do mnie.
- A kim ty niby jesteś, że "a tym bardziej do mnie"!? Jakimś VIP'em czy coś mnie ominęło?
- Do kurwy nędzy chyba jestem twoim chłopakiem, co nie. Czy ty zawsze musisz wszystko psuć?
- Aha, czyli teraz to wszystko moja wina!?
- A nie?
- A ty to dziewica Maryja bez żadnych wad?
- Cholera jasna Felix uspokój się!
- Bo co, zabronisz mi?
- Nie, ale proszę cię o to bo...- przerwałem mu.
- Bo co? Bo jesteś "chyba" moim chłopakiem. Jeśli masz się tak zachowywać to nie chcę się spotykać z kimś takim- z trudem to wypowiedziałem.
Zapanowała martwa cisza. Po dłuższej chwili otworzył usta i powiedział.
- Czyli co? Chcesz zerwać? - powiedział łamiącym się głosem.
Nic nie mówiąc poklepałem go po ramieniu i wyszedłem z pokoju.
Usiadłem w salonie na kanapie.
- Co to były za krzyki? - spytała Vicky.
- Nie twój interes gówniaro - warknąłem.
- Ha pewnie nie chciałeś dać mu w dupę - zakpiła z satysfakcją.
- Victoria! Dobieraj słownictwo. A poza tym to ich sprawa co robią- bronił mnie Troye.
-Ej idź do niego, zrób mu lodzika na zgodę i będzie ok- z ironią rzuciła.
Posłałem jej mordercze spojrzenie i czekałem na reakcję brata lub któregoś z rodziców. Niestety nic, cisza.
Postanowiłem pójść na spacer i ochłonąć- zawsze mi to pomagało.
Wróciłem do pokoju po słuchawki i telefon. Zza drzwi prowadzących do kolejnego pokoju usłyszałem cichy szloch. Jak najszybciej udałem się do pobliskiego parku.
Myślałem o kłótni z przed kilku minut temu. Cholera jak ja go zraniłem. Coś ukuło mnie w sercu. Zrobiło mi się go żal. Jak tak mogłem zrobić, przecież go kocham. Chyba, że to tylko chwilowe zauroczenie? Nie wiem. Kurwa. Dlaczego moje życie jest takie skomplikowane? Dlaczego nie może być takie jak Victorii? Ma wszystko czego tylko sobie zamarzy: przyjaciół, miłych znajomych ze szkoły, zero dręczycieli i żadnych problemów.
Z zamyśleń wyrwało mnie zderzenie z kimś. Nikt z nas nie upadł. Zaraz. To Ada. Co ona tu robi? Zawsze o tej godzinie w weekendy jeszcze śpi.
- Oj przepraszam... Felix! - lekko się uniosła gdy poznała, że wpadła na mnie- Dlaczego nie jesteś teraz w domu?
- A czemu miałbym tam być? - odpowiedziałem z grobową powagą- A w ogóle ty już nie śpisz o tej porze? Jest 11 w niedzielę.
- Tak nie śpię, bo idę do mojego przyjaciela, ponieważ mnie potrzebuje. A czemu z nim nie jesteś? Chyba wolałby twoje towarzystwo niż moje.
- Po co tam idziesz? - zaintrygowany wypytywałem.
- Dzwonił do mnie i prosił żebym szybko przyszła. A co się w ogóle stało?
- On sam ci powie.
- Jezu, a czemu ty nie możesz mi tego powiedzieć? - drążyła temat z determinacją
- Jak się dowiesz to będziesz wiedziała dlaczego nic ci nie powiedziałem.
- Ok ok. Ja lecę bo uszy mi urwie. To pa
Pożegnaliśmy się i wróciłem do mojego spaceru.
Postanowiłem zadzwonić do OG. Chłopak zaproponował wypad do galerii, gdzie mieliśmy wychaczyć jakieś "foczki". W sumie jestem singlem więc mogę.
Po 30 minutach od telefonu, byliśmy już w galerii i chodziliśmy bez celowo.
W międzyczasie weszliśmy do jakiegoś spożywczaka i kupiliśmy chipsy i colę. Po zakupach poszliśmy na ławkę przed galerią. Przed ogromnym budynkiem znajdował się dość spory plac z ławkami i olbrzymią fontanną.
Cały czad dostawałem SMS'y od Ady o podobnej treści typu:
"Jesteś świnią"
"Myślałam, że jesteś inny"
"Nie spodziewałabym się tego po tobie"
"Nienawidzę cię"
"Jak mogłeś mu to zrobić"
"Lepiej by było gdyby cię nie poznał. Teraz nie cierpiałby przez takiego dupka jakim jesteś"
Podobnych wiadomości było ponad 50. Nie odpisywałem, bo wiedziałem, że i tak dostanę zjebe przy najbliższej okazji.
____________________________________________________________________

5 komentarzy = kolejny rozdział

Rozdział XV

Wszyscy już wrócili do domu. Cała rodzinka w komplecie. Przez cały poranek i południe rozmawiałem z Troyem i nie posprzątałem. Mama zrobiła obiad i zjedliśmy go w miłej atmoswerze. Vicky pozbierała naczynia ze stołu. Już chciałem iść z braćmi do pokoju gdy mama się do mnie przyczepiła.
- Felix!!! Czemu nie posprzątałeś? Przecież prosiłam cię o to. Z ojcem cały dzień harujemy, a ty mógłbyś chociaż ogarnąć w tym domu. Jak ty to sobie wyobrażasz!?
- Nie sraj żarem. To tylko mały nieporządek a ty robisz tego awanture jakby to mieszkanie wyglądało co najmniej melina - wykrzyczałem i trzasnąłem drzwiami od pokoju.
Wszystkich zamurowało moje zachowanie, ale co ja jestem- gosposia? No chyba nie. Przecież jest jeszcze Omar i Victoria.
Rzuciłem się i usiadłem na swoim dawnym łóżku. Po chwili do pokoju wparował latynosek i zajął miejsce obok mnie. Próbował mnie uspokoić i wypytywał dlaczego tak zareagowałem. Nie udzieliłem mu nawet jednej odpowiedzi. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, która przerodziła się w niezręczną. Nagle na moim kolanie poczułem ciepłą dłoń Omara. Przeszły mnie przyjemne ciarki.
Momentalnie spojrzałem na niego. Wzrok miał przygnębiony i zawiedziony. Gdy tak na niego patrzyłem, aż mi się go żal. Jedną dłonią dotknąłem jego polika, na co on przytulił się do niej. Nagle na ręku poczułem jedną, malutką, słoną łzę. Coś ścisnęło mnie za serce i przytuliłem go z uczuciem. Kiedy go przytulam, to mam po prostu w rękach cały świat, całe moje szczęście. Głowę przyłożył do mojej klatki piersiowej.
- Które bije tylko dla mnie ...- wyszeptał prawie nie słyszlanie. Poczułem przyjemne ciepło tam w środku. Myślał, że nie usłyszałem, lecz się mylił.
- Tylko dla ciebie - powiedziałem szeroko się uśmiechając.
Po moich słowach zerknął na mnie i przyglądał się swoimi nieziemskimi czekoladowymi oczami. Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Przecudownie się uśmiechnął po czym przygryzł dolną wargę podniecając mnie tym. On robił to specjalnie. Nie wytrzymałem. Dałem się ponieść emocją i wbiłem się w jego cudowne usta. Delikatnie pieściliśmy swoje podniebienia. Obudziło się w nim jakieś zwierze, ponieważ nagle odkleił się ode mnie i dość agresywnie popchnął mnie na łóżko w taki sposób, że leżałem. Dziki Omar, to mój ulubiony Omar.
Szybko zawisł nademną i odsunął koszulkę przy kołnierzu. Na wysokości obojczyków zaczął robić malinkę. Zasysał i przygryzał moją skórę. Oj to szybko nie zniknie. Po zakończeniu spojrzał na swoje dzieło i złożył na nim delikatny pocałunek. Nie chciałem być dłużny, lecz nim zdążyłem cokolwiek zrobić, on chwycił moje nadgarstki i wyciągnął moje ręce w górę i przycisnął je do poduszki uniemożliwiając mi jaki kolwiek ruch sprzeciwu. Połączył nasze usta w pocałunku. Jezu. Musimy przestać.
- Omar... przestań... wszyscy... są... w... domu - mówiłem między pocałunkami.
Przerwał na chwilę, ale olał fakt, że ktoś może wejść do pokoju. Zadziornie się uśmiechnął i powrócił do poprzedniej czynności. Gdy już chciał się odsunąć przygryłem jego wargę.
Odrobinę podniosłem biodra w górę i obtarłem się o jego krocze.
- Mówiłeś, że mamy przestać a sam mnie podniecasz - powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Oj cicho - tylko zachichotał.
Wysfobodził moje nadgarstki i stanął na środku pokoju. Chodził w kółko i nad czymś intensywnie rozmyślał. Po długiej ciszy odrzekł:
- Ja tak dłużej nie mogę- przeczesał włosy i dłońmi zatrzymał się na karku.
- Mi też nie jest łatwo
- Ucieknijmy - z entuzjazmem oznajmił.
- Oszalałeś!? Ty sam siebie słyszysz!? - próbowałem przywrócić go do porządku.
- Tak. Ucieknijmy.
- A co z rodziną, szkołą, mieszkaniem, pieniędzmi...?
- Jakoś sobie poradzimy
- Mamy wszystko a ty ciągle kombinujesz
- Nie mamy najważniejszego - akceptacji
- No dobra, a jeśli nawet to co? To nie powód do ucieczki. To bardzo poważna decyzja a ty mówisz o tym na spontanie. Do czegoś ten mózg jest więc go od czasu do czasu użyj!
- Co cię ugryzło? Jesteś dzisiaj strasznie dziwny. Okres ci się zbliża czy co
Zaczęło się we mnie gotować. Serce biło szybciej, a krew pulsowała w moich żyłach. Rozpoczęła się ostra wymiana słów, która przerodziła się w poważną kłótnię. Naszą awanturę przerwała mama, ponieważ w całym mieszkaniu było słychać nasze krzyki.
Wkurwiony wszystkim i wszystkimi zabrałem z pokoju słuchawki oraz telefon i w tempie ekspresowym założyłem czarne snickersy.
Bez słowa opuściłem mieszkanie. Na klatce schodowej podłączyłem słuchawki do urządzenia i włożyłem je w uszy. W końcu mogłem rozkoszować się dźwiękami muzyki. Piosenki mijały jedna po drugiej a ja nadal nie mogłem opanować nerwów. Idąc chodnikiem przez park kopałem mały kamyczek słuchając Eminem'a- Witchout me.
Usiadłem koło małego jeziorka i przyglądałem się dwóm łabędziom, które powoli pływały po tafli wody. Były szczęśliwe i... i takie wolne. Bez nakazów i zakazów. Dlaczego moje życie jest takie skomplikowane?
W towarzystwie natury spędziłem ilość minut bliżej nieokreśloną. Lubię przesiadywać w takich urokliwych miejscach jak to. Mogę tutaj odpocząć, zrelaksować się i odreagować.
Zaczęło się ściemniać i miałem w planach powrót do domu. Powolnymi krokami zmierzałem w kierunku bloku. Gdy zawitałem w mieszkaniu, wszyscy pogrążeni byli we śnie. Z ulgą przemknąłem do łazienki a następnie do łóżka, gdzie po kilku minutach zasnąłem.