sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział V

Prawda jest dziwniejsza od fikcji,
a to dlatego, że fikcja musi być
prawdopodobna. Prawda-nie„.
                                           Mark Twaim
Mój wielki dzień. Zaczął sié zwyczajnie. Rutynowo wykonywałem wszystkie czynności poranne. Do godziny 12:00 czułem się w miarę dobrze. Później było tylko gorzej. O 13:30 zaczęła się ostatnia próba. Odczuwałem wszechobecną presję.
Występ wyszedł perfekcyjnie. Sam jest z nas dumna. Pozwoliła nam zorganizować małą imprezę z tej okazji w studio. Obdzwoniła wszystkich opiekunów i poinformowała, że wrócimy później.
Ogólnie spotkanie ma odbyć się za 3 godziny. Zdążę pojechać do domu i wrócić na czas.
Pomyślałem, że trochę głupio będzie przyjść samemu, to zapytałem Bellę czy nie pójdzie ze mną. Ucieszyłem się jak powiedziała 'tak' i to jeszcze z taką radością.
Ciuchy pomogła mi wybrać Vicky. Za jej radą załorzyłem czarne rurki, koszulę w czarno-czerwoną kratę i czarne długi trampki. Nie mogło się obejść bez fullcapa.
Gdy dotarliśmy na miejsce było już kilka osób. Dość sporą grupę ludzi zorganizowali OG i Elena.
Sam nawet się nie pojawiła-to nawet dobrze.
Impreza z minuty na miuntę rozkręcała się coraz bardziej. Każdy był coraz bardziej pijany - przyjnajmniej tak mi się zdawało. Nikt nie myślał logicznie.
W pewnym momencie Ann wpadła na dziwny pomysł.
Ann: Ej słuchajcie mam genialny pomysł. Bo kiedyś byłam na takiej imprezie gdzie były same laski, co nie. No i miałam wtedy taką mega chcicę. A okazało się, że Sofie jest bi. I wymyśliłam, że ja przeliżę się z Bellą, a z racji że ona przyszła z Sandi to on przeliże się z Omarem- w wypowiedzi plątał się jej język.
Osobiśnie niekoniecznie spodobał mi się ten 'genialny' pomysł. Przecież nie będę całować się z kumplem WTF¡¿
Zaczęliśmy z Omarem protestować. Inni mieli to gdzieś. Dopingowali dziewczynom.
OG i jego kumple narzekali, że nie dotrzymujemy umowy. Ciekawe tylko jakiej- na nic się nie pisałem.
Mam dość już tego trucia. Zdecydowałem się. Na trzeźwo się nie da - hah już. Szybko opróżniłem pół butelki piwa.
Stało się. Nasze twarze zbliżyły się do siebie. 
Wszelkie rozmowy ustały. Słychałem tylko gwizdy, krzyki dopingu i dźwięki zdziwienia. Tych ostatnich było najmniej.
Po tym pocałunku czułem się jakoś dziwnie. Nie umiem tego opisać. Poczułem coś, czego jeszcze nigdy nie poczułem. Mam nadzieję, że jutro nie będę tego pamiętać.
Aby być pewnym wypiłem jeszcze trochę. Lepiej będe jeśli wrócę rano jak wytrzeźwieję. Inaczej mogę mieć problemy.
Rano obudziło mnie powiadomienie z Facebooka. Zostałem oznaczony w jakimś filmiku. Włączyłem go.
O nie.
Na video znajdował się wczorajszy incydent. Wszystko mi się przypomniało. Na szczęście wszyscy wzięli to na żarty. Oby ten film jednak nie dotarł do Oscara lub jego kumpli. Jeśli tak się stanie, będę skończony.
Dookoła mnie śpi dość spora grupa nastolatków. Wszyscy byli na wczorajszej imprezie. Moje ubranie było całe przesiąknięte wonią alkoholu. Wstałem z podłogi, na której spałem, i podszedłem do lustra aby poprawić włosy.
Kurwa. Co ja wczoraj jeszcze odpierdoliłem? Kołnierz koszuli posiadał ślady szminki. A dokładniej trzech i to w różnych odcieniach.
No nieźle. W sumie musiałem dobrze się bawić.


_________________________________________________________________________________


Na początku przepraszam, że taki krótki. Pewnie będziewci źli ale kolejnego można się spodziewać 14-16.02 

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział IV

Piątek rano. Jakoś skonbinowałem pieniądze dla Oscara. Niestety nadal mu mało. Na poniedziałek chce jeszcze więcej. Jeśli tak dalej pójdzie, to długo nie dam rady i zrobią mi krzywdę.
Pozostali nic sobie z tego nie zrobili. Nauczyciele o niczym nie wiedzą.
Na lekcji fizyki dostałem SMSa.
Odpisałem na wiadomość i zaczęła się rozmowa.
ROZMOWA Z : Omar
->Hej. Nie będę na próbie, ale musimy się spotkać
<-O której i gdzie
->Będę czekał na przystanku o 16
<-Powinnem zdąrzyć
Po wielce 'fascynującej' konwersacji zostałem poproszony do tablicy. Kompletnie nie rozumiem fizyki. Nic nie napisałem. Klasa się śmiała, nauczycielka też nie była lepsza. Wyzywała mnie od nieuka i pokraki. Zawsze była niemiła, ale nigdy aż tak. Zabolało.
Zaraz będę na miejscu. Już widzę przystanek. Szybko opóściłem pojazd i poszukiwałem wzrokiem kumpla. Zza budki wyszła postać z kapturem na głowie, w której poznałem Omara. Był diść tajemniczy.
- Hej - zacząłem dość wesoło, żeby rizluźnić atmosferę. Niestety na marne.
- Siema - odpowiedział lekko zachrypnięty i zmęcziny.
- Co się stało? Jesteś taki dobity - nic nie odpowiedział. Chwycił mnie za dłoń i zaciągnął za przystanek. Musi być na rzeczy jeśli się chowamy. Zdjął kapur i zaważyłem wielkiego fioletowego siniaka pod okiem.
Zszokował mnie ten widok.
- Kto, gdzie, jak i kiedy? - co ja gadam. Załorzył spowrotem kaptur.
- Zdenerwował się przedwczoraj po treningu - to co mówił przeraziło mnie.
- Kto się zdenerwował?
- Jednak niepowinnem ci mówić - ledwo mówił
- Jak już zacząłeś, to dokończ
Unikał odpowiedzi. Po bezsensownym naleganiu, zaproponowałem, że pójdziemy do kawiarni na coś ciepłego do picia. Zgodził się.
Poszliśmy do najbliższej kafejki. Zamówiliśmy gorącą czekoladę.
Co jakiś czas przerywałem niezręczną ciszę i zadawałem różne pytania, lecz on milczał.
Wiem, co mogę mu powiedzieć, żeby się otworzył i opowiedział o tym siniaku.
- Omar, słuchaj. Myślałem, że gorzej być nie może, ale prześlasyją mnie w szkole - może zadziała.
- Co, dlaczego, jak? - zszokowany i przerażony pytał.
Wytłumaczyłem mu wszystko. Zadziałało. Dokładnie mi opowiedział z kąd ta śliwa.
To przykre, że jego ojciec jest taki nerwowy. Głupie 10 minut spóźnienia.
Ej, tak myślę i doszedłem do wniosku, że to moja wina. To on odprowadził mnie na autobus i się spóźnił. A co gorsza, jutro otwarcie teatru i nasz występ. Omar nie może tańczyć z takim siniakiem na twarzy, chyba że Sam da radę coś z tym zrobić przy pomocy make-up'u. Jakoś namówiłem go, żeby zapytać inatruktorkę.
Zadzwoniłem do niej i poprosiłem, żeby została po treningu. Zgodziła się, lecz była zła o naszą nieobecność.
Siedzieliśmy jeszcze dwie godziny w kawiarni i poszliśmy do studio.
Powolnym krokiem dotarliśmy do sali nr 7. Sam siedziała na kanapie i na nas czekała. Omar już wcześniej mi powiedział, że nic nie będzie mówić. Uszanowałem to.
- Chłopaki co się z wami działo?- poddenerwowana od progu zaczęła.
- Jest taki malutki problem - zdjąłem kapur Omarowi i wskazałem na śliwę pod okiem. Momentalnie wstała i podeszła obejrzeć siniaka z bliska. Mulat unikał z nią kontaktu wzrokowego.
- Ojej. Kto ci to zrobił?
- Nieważne kto, tylko czy da się to zamaskować tymi twoimi kremami czy czymś - odratowałem kumpla od wymyślania głupiej wymówki.
- Raczej tak - oznajmiła ciągle z zaciekawieniem oglądając twarz mojego towarzysza.
Na szczęście. Jednak jutrzejszy występ musi się udać.
Potańczyliśmy kilka minut pod okiem Sam i wyszliśmy.
Omar odprowadził mnie do przystanku i czekał aż do przyjazdu autobusu.
Jeszcze przez chwilę widziałem po drugiej stronie okna jego postać oddalającą się.
Wróciłem na czas. Rozmawiam tylko z Timmym.
Jutro mój wielki dzień. Wcześniej poszedłem spać.


_________________________________________________________________________________



Dobrneliśmy razem do 4 rozdziału. Coraz bardziej mnie zaskakujecie. 600 wyświetleń <3 
A teraz wyznaczę wam próg c:

5 komentarzy = V rozdział

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział III

Druga noc w sierocińcu już za mną. Kolejna rutyna przedemną.
Po szkole już nie było tak fajnie jak wczoraj - głupie prace domowe. A w sumie jak raz nie odrobię to nic się chyba nie stanie.
Pogoda była lepsza niż wczraj. Wziąłem torbę i poszedłem na przystanek. Nie czekałem długo. Jazda była dość nieprzyjemna. Jakaś stara torba zrzędziła, że jej nie zauważyłem i nie ustąpiłem jej miejsca siedziącego. A gdy to zrobiłem było jeszcze gorzej. Ta kobieta mnie maltretowała aż do momentu, gdy odeszłem z przystanku. Co za przypadek - musiała wysiąść akurat na tym samym przystanku. Omar czekał na mnie. Mimo jego obecności ta wiedźma dalej prawiła mi kazanie o nic.
Za radą bruneta, zignorowałem ją i odeszliśmy w kierunku studio. Byliśmy przed czasem, więc postanowiliśmy pójść do pobliskiego fastfooda. Omar zjadł coś na szybko  (ja nie miałem apetytu) i na czas wróciliśmy.
Z Omarem dogadywałem się lepiej niż z Spencerem czy OG.
Sam z dnia na dzień chodzi coraz bardziej poddenerwowana. Słusznie. Nasz wielki moment w sobotę.
Jutro pierwsza próba w teatrze. Nie mogę się doczekać. Obawiam się tremy. Nasz występ będzie obserwować na żywo 2500 osób plus audycja do telewizji z otwarcia.
Ćwiczymy bez wytrwania. Wszystko musi wyjść perfekcyjnie.
Gdy Sam wychodzi, chociaż na chwilę, OG zaczyna się rządzić. Mam go czasami dość.
Dzisiaj na szczęście Sam nie miała takiej potrzeby i była z nami.
Zaczęło się ściemniać. Przydałoby się wrócić - mogę mieć problemy z opiekunami. Jakoś się wywinę.
Dzisiaj ponownie wracałem w towarzystwie przyjaciela.
Autobus był wypchany po brzegi menelami,żulami,ćpunami i babciami.
Już nie ma tak dobrze jak wczoraj. Wszystkie dzieciaki na parterze śpią. Oj przeczuwam opieprz ze strony pani Seen.
Dobrze myślałem. To przez Troya. Teraz dyrzur powinna pełnić opiekunka przedszkolaków - ona jest bardzo wyrozumiała. Mój "kochany" braciszek powiedział Grace, że nie odrobiłem zadań i poszedłem na trening. Mam szlaban na treningi od poniedziałku.
W pokoju tłumaczył się, że to dla mojego dobra. On chyba nie wie co dla mnie dobre.
Nie odzywam się do niego. Gdyby nie reakcja Timmiego, pobilibyśmy się z Troyem.
Victoria znalazła sobie koleżanki. Jak się później okazało, to z nimi będzie mieszkać. Teraz się uśmiecha i cieszy życiem.
Do późnych godzin nocnych rozmawiałem z Timmim. Był na mnie zły, że nie stosuję się do zasad.
Chciałęm zaspać i nie iść do szkoły, lecz pani Seen sprawdzała czy wszyscy wstali - nie udało się. Zaspany, niewyspany, zmęczony i rozdrażniony musiałem iść do szkoły.
Dobrze, że niemam problemów chociaż tam. W nie ciekawym nastroju powoli przekroczyłem próg szarego budynku.
Nigdy niewyrurzniałem się z tłumu. Dzisiaj wyjątkowo każdy na mnie patrzył. Coś się stanie - przeczucie nigdy mnie nie zmyliło.
Od sali lekcyjnej dzieliły mnie zaledwie trzy kroki. Niestety jakieś typki z klasy wyższej mieli do mnie jakieś 'ale'. Zbrali mi plecak i zaczęli czegoś szukać - właśnie, czego?
Bałem się ich. Byli odemnie wyżsi i silniejsi. Bezproblemowo jedną ręką mnie popchnęli, a ja uderzyłem w szafki i upadłem na ziemię.
Chcieli pieniędzy. Niestety nie miałem nawet dolara.
Jeszcze tego mi brakowało - dręczycieli.
Ostrzegali, jeśli jutro nie przyniosę im kasy, to nie będzie tak dobrze jak dzisiaj.
Gdy odchodzili Oscar, szef tej bandy, rzucił we mnie plecakiem.
Cała jego zawartość leżała tak samo jak ja - sponiewierana na korytarzu szkolnym. Moi koledzy z klasy tylko się gapili. Nikt nie pomógł.
Zawsze wyciągałem do nich pomocną rękę, a oni teraz mają mnie gdzieś. Teraz najchętniej wyszedłbym ze szkoły i spotkał się z Omarem.
Tylko on umie na prawdę poprawić mi humor.
Niestety spotkamy się dopiero za 8 godzin.
Pozbierałem wszystko do plecaka i wstałem.
Gapie unikali mojego spojrzenia. Do końca dnia chowałem się po kątach szkoły.
Zdołowany podąrzałem w stronę teatru. A dlaczego jestem smutny? Nie wiem, tak poprostu.
Dotarłem na miejsce kompletnie sam. Myślałem, że ja byłem ostatnią osobą, która przyjdzie na próbę.
A jednak, kogoś brakowało - Omara.
Już się ucieszyłem, że komuś się wyżalę.
Podczas treningu dostałem wiadomość SMS.
Od:Omar
Przepraszam, że nie ma mnie na próbie. Jutro wszystko ci wyjaśnię
Coś się musiało stać. Muszę się dowiedzieć o co chodzi. Ta myśl dręczyła mnie przez całą próbę.
Timmy jakoś dzisiaj zamula. Na zajęciach grupowych wszyscy rozmawiali prucz mnie.
Przed snem wzięło mnie na rozmyślenia i postanowiłem załorzyć dziennik - pamiętnik za babsko brzmi.
Na pierwszej stronie spisałem ostatnie dni.
Piątek 27.10.2014
Wypadek i śmierć rodziców. Omar dołączył do ekipy
Sobota 28.10.2014
Noclego w studio
Niedziela 29.10.2014
Myśli samobójcze
Poniedziałek 31.10.2014
Przeprowadzka do sierocińca
Czwartek 03.11.2014
Zaczepki przez szkolnych dręczycieli
Tylko 6 dni, a tyle się wydarzyło.
Schowałem dziennik pod poduszkę.


_________________________________________________________________________________


Kolejny rozdział pojawi się 26.01 . Miłego dnia :)

wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział II

Te piwne tęczówki kryły w sobie tyle sprzecznych emocji. W jednym momencie mogły wybuchnąć jak wulkan, a zaraz mogły być potulne jak baranek. Mimo tego blondyn wiedział, że ich serca biją tylko dla siebie. Bóg stworzył te dwie osobne postacie  aby później się odnalazły i połączyły się w jedność.
Mimo próby czasu i różnych okoliczności miłość przetrwała wszystkie przeszkody. Mimo wszystkich opinii sąsiadów, rówieśników, rodziny i wszystkich dookoła nie poddali się. Wstępne sprzeciwy ustąpiły i dały szansę kierować się sercem - nie rozumem. To uczucie było szczere, prawdziwe.




Powolnym krokiem zbliżałem się do domu. Niegdyś wesoły i kolorowy budynek, teraz mimo żółtej elewacji było tam smutno i ponuro. 
Z żalem w sercu otworzyłem ciemno brązowe drzwi i przekroczyłem próg mojego domu - do czasu. Vicky i Troye pakowali osobiste rzeczy. Dołączyłem do nich. Do kartonowego pudełka zacząłem chować wszystkie pamiątki związane z rodzicami. Opowiedziałem rodzeństwu o tym co mi się śniło tej nocy. Troye postanowił schować gdzieś oszczędności na studia.
Spakowałem ubrania do torby i wyniosłem ją do przedpokoju.
Z przygnębienia nie miałem apetytu i od dwóch dni nic nie jadłem.
Jak można mnie opisać w tym momencie ? - wrak człowieka.
- Felix nie wyglądasz najlepiej
- Wiem . Odechciało mi się wszystkiego. Mam tego dosyć. Tej ciszy, smutku, goryczy, rozczarowań.
- Nie tylko tobie . Wszyscy to przeżywamy. Nasze życie zmieni się na zawsze
- Chyba lepiejby było, gdybym zniknął z tego świata
- Nie mów tak! Vicky się kompletnie załamie, a ja straciłbym jedną z najbliższych mi osób. Nie możesz tak mówić. A co z tańcem, ekipą, Sam i wszystkimi występami?
- Nic, koniec
- Wiesz co, powiem ci prawdę. Jesteś zwykłym bachorem, tchórzem i arogantem. Myślisz, że śmierć cię od wszystkiego uwolni. Możliwe, ale zobacz ile osób będzie cierpieć, zobacz ile ludzi cię potrzebuje. I co, zmieniłeś zdanie ?
Jego słowa mną wstrząsnęły. Może faktycznie jestem tchórzem. Muszę zmierzyć się z obecną sytuacją i dać sobie w niej radę.
- Masz rację. Jestem zwykłym gówniażem i uciekam od problemów
- Twoje życie, twoja sprawa, ale pamiętaj co ci powiedziałem
Wyszedł z salonu zostawiając mnie samego ze sobą. Rzuciłem się na kanapę i rozmyślałem długimi godzinami analizują wszystkie za i przeciw. Po całym rozmyślaniu dotarło do mnie , że nie mogę ich opóścić, a samobójstwo to byłoby najlepsze wyjście - ale wyłącznie dla mnie.
Nadeszła ostatnia noc w starym domu, która miała zakończyć stare życie i być początkiem czegoś nowego.
Wziąłem prysznic i udałem się do sypialni, gdzie Troye i Victoria już spali.
Tej nocy również miałem spotkanie z mamą. Była ze mnie dumna, że podjąłem dobrą decyzję i postanowiłem zmierzyć się ze wszystkim.
Pobudka nie była najprzyjemniejsza. Troye pośpiesznie mnie obudził i powiedział, że mamy 30 minut do przyjazdu opiekuna. Zerwałem się na równe nogi, jakby trafiony piorunem i z prędkością światła ubrałem się. Załorzyłem czarne rurki, granatowy t - shirt, czerwonego full capa i czarne trampki za kostkę.
Pobiegłem do łazienki i ogarnąłem się. Nim sié obejrzałem, Troye wpuścił jakąś kobietę do domu. Była to pani Seen - nasza opiekunka.
Miało około 40 lat, była niższa odemnie i miała ciemne krótkie włosy. Wyglądała na dość miłą i sympatyczną.
Opiekunka : Dzień dobry
Troye : Dzień dobry
O : Ty jesteś Troye, tak ?
T : Tak
O : Zawołasz reszte, bo za godzinę musimy być w osirodku
T : Felix !!! Vicky !!! - zawołał nas.
Victoria : Dzień dobry
O : Witajcie, jestem Grace Seen i będę waszą opiekunką
Vicky na siłę się uśmiechała. Ja też nie byłem lepszy. Chyba opiekunka zauważyła, że udajemy radość.
O : Nie musicie udawać. Widzę, że coś jest nie tak. Mi możecie powiedzieć wszystko
T : Dziękujemy. Musi im pani dać trochę czasu. Źle przeżywają obecną sytuację
O : Rozumiem. Dobra pośpieszcie się. Zanieście swoje rzeczy do samochodu. Długa droga przed nami
Wziąłem karton z napisem FELIX i zaniosłem go do pojazdu wraz z torbą z ubraniami. Podobnie zrobili Troye i Victoria.
Wsiędliśmy do auta. Ostatni raz spojrzałem na dom. Samochół ruszył. Nagle w ogródku zauważyłem mame i tate, którzy machali nam na porzefnanie. Coś zadrżało w moim sercu. Ponownie zaczęła dręczyć mnie myśl o tym, aby do nich dołączyć. Jednak nie mogłem tego zrobić. Zrozumiałem, że to nie koniec świata i żyje się dalej.
Włorzyłem słuchawki do uszu i puściłem smutną muzykę. Grace wielokrotnie próbowała rozmawiać ze mną lecz ją ignorowałem. To nie pora i czas. Zamknąłem się w sobie.
40 minut później ...
Dojechaliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się dość spory dwupiętrowy ceglany budynek. W oknach poprzyklejane były kolorowe obrazki wykonane prawdobnie przez młodsze dzieciaki i osirodka. Wysiedliśmy z auta i wzięliśmy swoje rzeczy. Wielkie dwuskrzydłowe , ciemne , drewniane drzwi otworzył Troye . W halu biegały dzieci . Grace zaprowadziła nas do pokoju na piętrze . Nasz pokój był czteroosobowy . Dowiedzieliśmy się , że mamy kolegę w pokoju - Timmiego Był starszy odemnie o rok. Miał ciemne włosy i aparat na zębach.
Był dla nas bardzo miły i chyba cieszył się, że będziemy z nim mieszkać.
Victoria za dwa miesiące będzie w pokoju naprzeciwko, ponieważ nie może mieszkać z chłopakami. Pani Seen wunegocjowała to z dyrekcją, ponieważ z rodzeństwem na początku będzie łatwiej.
Troye i Vicky poszli zwiedzać sierociniec. Ja zostałem w pokoju ze Spencerem.
- Hej
- Cześć
- Ej stary, co ty taki przybity ? Będzie dobrze. Dwa tygodnie i się przyzwyczaisz
- Nie, nie będzie dobrze. Trzy dni temu straciłem rodziców i znowu trafiłem do sierocińca !!!
- Jak to znowu ? Nikt mi o tym nie mówił
- Bo ... A w sumie czemu mam ci mówić !?
- Bo przez najbliższe dwa lata jesteś na mnie skazany
- No w sumie
Opowiedziałem mu całą historię. Gdy na szafe rozkładałem ramki ze zdjęciam z różnych turniejów i zawodów, wyjaśniłem mu, że tańczę i w ogóle.
On rówież opowiedział o sobie. Teraz wiem, że jest jedynakiem, matka oddała go do okienka życia, też chodzi do III klasy gimnazjum bo raz nie zdał, jego pasją jest muzyka i maluje przepiękne obrazy.
Całkiem spoko z niego gość.
Poprawił mi humor. Nadeszła pora obiadu. Poszliśmy do stołówki. Przy okienku odebrałem swoją porcję posiłku. Usiedliśmy przy jednym stoliku. Apetyt nadal mi nie dopisywał, ale wcisnąłem w siebie dwie łyżki zupy. Nic nie jadłem trzeci dzień. Spancer widział, że jestem wycieńczony. Namawiał mnie do posiłku, ale odmawiałem.
Po zjedzeniu objadu poszliśmy  zwiedzać osirodek.
Poznawszy cały budynek wróciliśmy do pokoju. Troye i Vicky już byli tam.
Bez słowa położyłem się na górym łóżku, piętrowego, które dzieliłem ze Spencerem. Założyłem słuchawki i włączyłem muzykę. Nie wiem dlaczego, ale smutna i dołująca nuta poprawiła mi humor.
Z kolejnymi minutami w sierocińcu zacząłem się przyzwyczajać. Timmy zaczął opowiadać dowcipy. Po którymś z kolei zacząłem się śmiać.
Powoli zbliżał się wieczór. Pani Seen przyszła poinformować nas o kolacji i wręczyła harmonogram uniwersalny do pięciu dni w tygodniu.

6:30  - pobudka
7:00 - śniadanie
8:00 - 14:30/15:00 - zajęcia szkolne
Do 17:30 - czas wolny
17:30 - obiad
Do 20:00 - czas na odrobienie ptac domowych , a pozostałe czas wolny
20:00 - kolacja
22:00 - cisza nocna

Dość ciekawie się zapowiada . Trudno, jakoś dam radę. Mam Troya i Vicky, musi być dobrze. Reasumując : na treningi mam około 4 godziny.
Zeszliśmy na parter do stołówki. Usiadłem na miejscu, które zająłem podczas obiadu. Kucharki przyniosły talerz z serem i jakąś wędliną, która wyglądała na osobny ekosystem. Mam wrażenie, że zaraz dostanie nóżek i pójdzie sobie gdzieś. Wolę jej nie ruszać. Pod wielkim naciskiem Timmiego i Troya, zjadłem pół kromki chleba z serem i wypiłem szklankę ciepłej herbaty.
Timmy zażartował, że zacząłem nabierać kolorów - jednak wcale się tak nie czułem.
Gdy skończyliśmy kolację wróciliśmy do pokoju. Byłem wykończony. Poszedłem pod prysznic i zasnąłem jak pierwszy z naszej 'załogi'.
Następnego ranka obudził mnie Timmy. Powoli zszedłem z górnego łóżka i ubrałem się w czarne rurki z dziurami na kolanach i ciemnoszarą bluzę z kapturem.
Dzień do godziny 15 minął według schematu. Co bym zrobił bez takiego kumpla jak Timmy? Rozumiał jak mi zależy na próbach i zaproponował, że odrobi za mnie zadania domowe. Miał też mnie kryć , ponieważ zamierzałem wrócić dopiero o 20.
Taki kumpel to skarb.
Na salę zabrałem to co zwykle. Włączyłem muzykę w słuchawkach ruszyłem przed siebie. Z rękoma w kieszeni bluzy i torbą na ramieniu zamyślony zmierzałęm w kierunku studio. W połowie drogi ktoś podbiegł od tyłu i lekko szturchnął mnie w ramię. Spojrzałem w lewo i ujrzałem znajomą twarz. Szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy, na mojej pojawił się podobny. Radosny i rozbrykany latynos towarzyszył mi przez kolejne 15 minut drogi. Byliśmy już spóźnieni. Jeśli Sam dzisiaj jest na treningu, to mamy przerąbane. Ostatni kilometr biegliśmy. Wbiegliśmy do sali numer 7 zdyszani i dość zmęczeni. Reszta ekipy patrzyła na nas trochę dziwnie. Nerwowo rozglądałem się we wszystkie strony. Co za ulga, Sam nie ma. Udało się. Zerknąłem na Omara. Nasze spojrzenia się spotkały. Nawzajem patrzyliśmy sobie w oczy i wybuchnęliśmy śmiechem. Pozostali nie wiedzieli co zrobić, więc zignorowali nas i wrócili to układu. Przebrałem się w coś wygodniejszego i dołączyłem do nich. Ciężko trenowaliśmy aż do późnego wieczoru. W tańcu zapominałem o wszystkim. Teraz wróciła szara rzeczywistość i pora wracać do sierocińca, raczej domu. Piwnooki towarzyszył mi również na powrocie, tym razem bez pośpiechu. Nie znamy się długo , bo dopiero 5 dni, ale mam wrażenie, że jesteśmy przyjaciółmi długie lata.
Odprowadził mnie do przystanku autobusowego. Ostatnie miłe chwile zakończyły się wraz z wejściem do komunikacji miejskiej.
Zająłem miejsce przy oknie. Wkładając słuchawki do uszu, wyjrzałem przez okno. Chłopak już odszedł. Widziałem jego postać powoli oddalającą się, by w pewnym momencie zniknąć w mroku.
Świetnie. Zaczął padać deszcz. Ja nie mam kurtki lub parasola - nic.
Szary świat zaczął mnie przytłaczać. Na szczęście są jeszcze takie osoby, które podtrzymują mnie na duchu.
Jechałem tak wpatrując się w krople deszczu spływają po szybie autobusu. Jeszcze 5 minut i mój przystanek. Po zatrzymaniu się pojazdu, przełorzyłem torbę przez ramię, załorzyłem kaptur na głowę i wysiadłem. Idąc dość szybko i tak zmokłem. Dzięki uprzejmości dzieci z parteru uniknąłem konfrontacji z opiekunem strurzującym. Wpuściły mnie przez okno i pomogły niezauważalnie pójść na piętro.
Na powitanie dostałem burę od Troya za spóźnienie. Muszę przyznać mu rację, bo zbliżała się 21:30 a miałem być o 20. Zdjąłem mokre ciuchy i załorzyłem suche.
W pośpiechu nie zdążyłem wejść do sklepu i kupić czegoś do picia, więc muszę iść do kuchni poprosić którąś z kucharek o wodę. Nie przepadam za nimi, a szczególnie za panią Shanon. Jest niemiła i szorstka. Moje szczęście działa - akurat tylko ona teraz była na kuchni.
Mimo tego , że byłem uprzejmy ona wręcz przeciwnie. Po niemiłej rozmowie otrzymałem szklankę wody. Wróciłem do pokoju idealnie z rozpoczęciem ciszy nocnej. Poszedłem pod prysznic i po ciuch wkradłem się do sypialni. Wchodząc po drabinkach niechcąco obudziłem Timmiego, jak się później okazało nie spał.
Po krótkiej rozmowie przykryłem się kołdrom i zasnąłem. Tej nocy również towarzyszyli mi rodzice. Są ze mnie dumnii, że się trzymam i nie poddaję.




_________________________________________________________________________________


Przepraszam, że rozdział dopiero dzisiaj  a nie w sobotę. Mam nadzieję, że się spodoba. Zapraszam do komentowania