wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział VII

Już dzisiaj dostaję wypis i wracam do domu. Pamięć już wróciła. Znaczy no prawie. Nie pamiętam rzekomego pobicia. A ten incydent wiem, że o jakieś zdjęcie. Nie wiem jakie ani co robiłem. Nieistotne. Teraz Oscar był w zakładzie poprawczym lecz wyszedł w zeszłym miesiącu.
Pani Seen już przyjechała. Szybki wypis, zalecenia i w drogę.
W sierocińcu wszyscy się dopytywali "jak się czuję" itp...
Timmy trafił do rodziny zastępczej i zostaliśmy z Troyem w pokoju sami.
Położyłem się na łóżku i wziąłem jakąś książkę i czytałem. Do pokoju wparowała pani Seen w świetnym humorze.
- Chłopaki mam świetne wieści - oznajmiła z wielkim uśmiechem - znaleźliście rodzinę !
Z nie dowierzenia uszczypłepm się w rękę.
Kobieta zostawiła nam dwie walizki. Ma wrócić za 30 minut. Do tego czasu musimy spakować nasze rzeczy.
Nowe życie. Nowa perspektywa. Ciekawe kim są ci ludzie? Czy mieszkają w bloku czy w domu? Mają swoje dzieci? Tyle putań bez odpowiedzi.
Ten czas minął wyjątkowo szybko.
Grace zaprowadziła naszą trójkę na parter budynku.
Podeszły do nas dwie osoby w wieku 35-40 lat. Kobieta była niewysoką mulatką o długich, czarnych, kręconych włosach. Zaś męszczyzna to wysoki brunet.
- Dzieciaki to wasza nowa rodzina. Oto państwo Rudberg - zamarłem kiedy usłyszałem to nazwisko. Może zbierzność nazwisk.
Pan Rudberg wziął walizkę Vicky. Porzegnaliśmy się z panią Seen i opóściliśmy budynke raz na zawsze.
Na parkingu stało duże, czarne auto.
Samochód mógł pomieścić aż 7 osób. Gdy schowaliśmy walizki do bagażnika, usiadliśmy na tylnich siedzeniach.
Nie mam pojęcia jak długo jechaliśmy. Cały czas rozmyśliałem jak to teraz będzie.
Wkońcu pojazd zatrzymał się na jakimś blokowisku.
Mieszkanie nie jest za wielkie. 3 pokoje, salon, kuchania i łazienka.
Kobieta pokierowała nas do pokoju obok kuchni. Pomieszczenie nie było za duże. Przygotowane było do mieszkania dla dwóch osób. W tym pokoju znajdowały się jeszcze jedne drzwi, które prowadziły do kolejnej sypialni. Oba pokoje były podobnie urządzone. W jednym meble były jasne, a ściany ciemne, w drugim przeciwnie.
Troye i Vicky chcieli być razem w pokoju o ciemnych meblach. Mi został ten o jasnych, ukryty za tajemniczymi drzwiami.
Nowi rodzice poinformowali nas, że mają własne dziecko i nie długo powinno wrócić z zajęc dodatkowych. Rozpakowałem swoje rzeczy do jednej z szafek. Posiedziałem trochę sam ze sobą i słuchałem muzyki.
Zamknąłem oczy i zacząłem marzyć i wyobrażać sobie przyszłość.
Za kilka lat ja z piękną żoną i śliczną córeczką w małym domku na przedmieściu, a każdy wolny czas spędzony w gronie rodziny. Idealna wizja. Jeszcze wypady z kumplami do barów w weekendy. Własny samochód, dobra praca i ...
Z marzeń wyrwało wołanie pani Rudberg. Prosiła żebyśmy z Vicky i Troyem przyszli na obiad. Posłusznie wykonałem polecenie i poszedłem do kuchni gdzie stał stół.  Na nim stały już talerze z posiłkiem. Na ciemno-brązowym stole znajdowała się zastawa dla sześciu osób.
Pan i Pani Rudberg już siedzieli i czekali na nas. Gdy zaczęliśmy posiłek do mieszkania ktoś wszedł. Z pomieszczenia, w którym obecnie się znajdowałem nie było widać przedpokoju. Przypuszczałem, że to właśnie nasze "rodzeństwo". 
- Wróciłem ! - krzyknęła osoba, która weszła do mieszkania. Ej zaraz. Skądś znam trn głos. To chyba jakiś cienki żart. W progu kuchni ujrzałem Omara. Mój wyraz twarzy pewnie wglądał komicznie, ponieważ mulat zaczął się śmiać. 
-Felix wszystko ok? 



_________________________________________

Na wstępie przepraszam, że dawno nie było rozdziału. Dodaje z telefonu więc przepraszam za błędy. 
Chciałabym sprawdzić ile osób czyta moje wypociny (zostaw po sobie komentarz).
Dziękuję c:

wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział VI

2 dni później...

Przemierzając szkolny korytarz czułem na sobie spojrzenia wszystkich dookoła. Czy ja coś zrobiłem? Nie wiem.
Czuję się jak jakaś atrakcja cyrkowa.
W trakcie pierwszej lekcji ktoś rzucił na moją ławkę papierowy samolot.
To była składanka zdjęć z sobotniej imprezy. Ja zalany w trupa liżący się z jakimiś laskami których nie znam. Ale zdjęcie na samym dole najbardziej przykuło moją uwagę. Tak ,to z tej "umowy". A pod fotografią dopiska:
"Stary co to kurwa jest!? Na przerwie mamy do pogadania"
A teraz pytanie skąd on to ma? Pomińmy ten fakt. Na przerwie zaciągnął mnie do szafek.
A nie powiedziałem kto. Mój pseudo kumpel Ed.
Romowy nie będę wam przedstawiał, bo nic z niej nie wynikło a tylko padło dużo wulgaryzmów.
Po rozmowie postanowiłem pójść pod klasę matematyczną. Przemierzając szkolny korytarz natrafiłem na tablicę ogłoszeń. Wszystkie ogloszenia zakryło duże zdjęcie wyraźnie ukazujące mnie i Omara. Ja pieprze. Teraz jestem skończony w tej szkole.
Nagle z nikąd pojawił się Oscar i jego banda.
Zaciągnęli mnie za plecka do jakiegoś ciemnego zaułka.

Czas bliżej nieokreślony później...

Budzę się. Nie mam pojęcia gdzie jestem i co się stało. Otwiema oczy i rozglądam się po pomieszczeniu. Jestem podpięty pod jakieś monitory i kroplówki.
- Gdzie ja jestem - wymamrotałem pod nosem. Musiał to jednak ktoś usłyszeć, ponieważ odrazu dostałem odppwiedź.
- Ty mój drogi jesteś w szpitalu - poinformowała mnie kobieta w białym fartuchu.
Zanim zdążyłem zapytać o resztę, ona znowu zaczęła wypowiedź.
- Byłeś w śpiączce przez pół roku. Trafiłeś tu bo ktoś cię pobił. Nie wiemy kto. Byłeś odwodniony i ogólnie osłabiony. Dziwne, że chodziłeś i normalnie funkcjonowałeś. Możesz czegoś nie pamiętać, ponieważ obszerne obrażenia czaszki na to wskazywały. Na korytarzu siedzi jakiś twój kolega. Może wejść?
- Mhm - wymruczałem niezastanawiając się kto mógłby ze mną siedzieć.
Zza białych drzwi wyłonił się mocno kontrastujący z pomieszczeniem chłopak. Mulat podszedł do mnie i usiadł na krześlie, które stało obok mojego łóżka.
- Jak się czujesz? - spytał.
Nie za bardzo wiem kto to. Jednak skoru tu jest, to musi być kimś ważnym dla mnie. Poprzez brak odpowiedzi chyba domyślił się, że nie wiem kim on jest.
- Zaraz wrócę- wstał i wyszedł.
Po jego wyjściu zacząłem intensywnie się zastanawiać kto to?
W przypominaniu sobie czegokolwiek przerwał mi powrót gościa.
- Wiem na czym stoimy - powiedział zajmując wcześniejsze miejsce.
- Czyli ? - spytałem z ciekawości.
- No to tak: masz chwilową amnezję i pamięć powinna wrócić w ciągu 2-3 dnii. Wypis dostajesz za 3 dni i niedługo Vicky i Troye powinni przyjechać - skończył wypowiedź. Gdy chciałem spytać o te osoby, on ponownie zaczął - Victoria to twoja siostra a Troye to brat. A w ogóle pewnie nie wiesz dlaczego jesteś w szpitalu.
W odpowiedzi tylko przytaknąłem.
- 8 miesięcy temu zostałeś pobity i trafiłeś tu. Nie wiadomo dlaczego, ale zapadłeś w śpiączkę... A bo niczego nie pamiętasz. No to jestem Omar, twój ymm... przyjaciel.
Wszystko muszę sobie pokukładać w logiczną całość.
Mam brata Troya, siostrę Victorię, jestem w szpitalu za pobicie, byłem w śpiączce. A i jeszcze mam przyjaciela Omara. A co z moimi rodzicami? I kim ja jestem? Jak mam na imię?
- A kim jestem? Gdzie rodzice?- spytałem.
- Uhh... I tu zaczynają się schody. No to tak. Nazywasz się Felix Sandman i masz 15 lat. A co do rodziców to długa historia. Opowiem ci jutro. Ale jak wyjdziesz ze szpitala będzie już dobrze.
Rozmowę, jeśli to można nazwać rozmową, przerwał na lekarz, który musiał mnie zbadać i poprosił Omara żeby przyszedł jutro bo muszę odpocząć.

_____________________________

Przepraszam za długą nieobecność. Było to spowodowane brakiem weny. Kąpletnie nie wiedziałam co może się wydarzyć.
Dążyło to do zakończenia fanfiction. Uniknęliśmy tego dzięki wspaniałej osóbce, którą jest Ada❤
Dziękuje jej z calutkiego serduszka :*